1 dzień (16 stycznia 2016 r) - przelot do Mediolanu
Przez ostatnie miesiące wiele wieczorów
czytania, wyszukiwania w Internecie i planowania całej wyprawy. I wreszcie nadszedł długo wyczekiwany dzień. Mając
w świadomości, iż dolot tanimi liniami w
dniu wylotu z Mediolanu może zniweczyć całą podróż, decydujemy się na
rozpoczęcie całej wyprawy od dwudniowego zwiedzania stolicy mody. Nasze obawy
okazały się uzasadnione. Pogoda w ostatnich dniach nas nie rozpieszczała. Jak
nie mgły, to mocne opady śniegu. Na szczęście, w dniu wylotu do Mediolanu, nic
z tych rzeczy nam nie przeszkodziło w planowym dotarciu. Lot Wizzarem z
Poznania wylądował w Bergamo przed czasem. Niecała godzina jazdy autobusem do centrum,
dwie przesiadki metrem i o 23.00 meldujemy się w naszym hotelu - Arcimboldo.
Hotel zakupiony z promocji na stronie Orbitz .com, był tańszy niż wcześniej
zamówiony hostel.
Hotel Arcimboldo
Widok z ostatniego piętra naszego hotelu
2 dzień (17 stycznia) - Mediolan
Dzisiejszy dzień upłynął na zwiedzaniu miasta. Metrem dojeżdżamy do stacji Cadorna, skąd
udajemy się pod kościół Santa Maria Delle Grazie.
Kościół Santa Maria Delle Grazie
Następnie Park Sempione i Zamek Sforzesco. W parku napotykamy wielu mieszkańców odpoczywających
na ławkach i spacerujących licznymi
alejkami.
Arco della Pace - brama miasta Mediolan
Park Sempione
Zamek Sforzesco
Zamek Sforzesco od strony Placu Castello
Dalej, idąc ulicą Brera, odwiedzamy Pinaconeta Brera i kierujemy się w okolicę Katedry Duomo. Docieramy tam przechodząc przez Galerię Vittorio Emanuele II.
Teatr La Scala
Galeria Vittorio Emanuele II
Plac Duomo
Katedra Duomo
Okolice Placu Duomo
Na koniec dzielnice mody z dwiema równoległymi ulicami ( Via Monte Napoleone i Via Della Spiga ) wypełnionymi ekskluzywnymi markami. W niedzielę wszędzie przewija się wielu turystów, najwięcej jest na Placu Duomo. Pogoda dopisywała nam przez cały dzień , słońce i plus 8 stopni. Większość głównych atrakcji jest blisko siebie, więc jak ktoś lubi włóczyć się po uliczkach to nie musi korzystać z komunikacji miejskiej.
3 dzień (18 stycznia) – w oczekiwaniu na
lot do Sao Paulo
Po obfitym śniadaniu opuszczamy hotel
zabierając ze sobą cały bagaż. Mamy czas do 15.00, który wykorzystujemy na
dalsze zwiedzanie Mediolanu. Tą samą linią metra dojeżdżamy nieco dalej, bo do
stacji Porta Genova. Stąd jest bardzo blisko do Navigli, najbardziej
klimatycznej dzielnicy Mediolanu. Poprzecinana kanałami, usiana w liczne
knajpki, kawiarnie i restauracje zawsze przyciąga mnóstwo turystów. Mieści się
tu również dużo antykwariatów i galerii, dlatego jest to również miejsce
spotkań wielu artystów.
Poprzecinana kanałami dzielnica Navigli
Navigli
Navigli
Następnie wolnym
spacerem idziemy do odwiedzonego wczoraj Parku Sempione. Po drodze zaglądamy
jeszcze do Bazyliki San Lorenzo Maggiore i Bazyliki Św. Ambrożego.
Plac przed Bazyliką San Lorenzo Maggiore
Bazylika Świętego Ambrożego
Pogoda
sprzyja, odpoczywamy na ławkach wygrzewając się w słońcu, obserwujemy
mediolańczyków. Z Placu Duomo do dworca centralnego, skąd odjeżdżają autobusy
na lotnisko są tylko 3 kilometry. Pokonujemy je niespiesznie mając odpowiedni
zapas czasu. O 15.35 opuszczamy centrum Mediolanu. Przewoźników na lotnisko
jest kilku, my wybieramy linię Terravision płacąc 8 euro. Bilety kupowaliśmy
wcześniej przez Internet, ale konkurencja jest tak duża, że nie ma żadnego
problemu z nabyciem przed samym wyjazdem. Stojąc przodem do dworca z lewej
strony są autokary do Melpansy, natomiast z prawej do Bergamo. W niecałą
godzinę dojeżdżamy do lotniska, na
Terminal 1(najpierw jest Terminal2). Teraz czekała nas chwila stresu związana z
odprawą. A to dlatego, że kupując bilety z błędu taryfowego wszystko może się
zdarzyć. Czytałem o przypadku, kiedy ktoś przed samą odprawą musiał dopłacać do
podróży. Na szczęście była to naprawdę wyjątkowa sytuacja. Bez problemu
odbieramy nasze bilety, na razie do Buenos Aires. Na ostatni odcinek będziemy
musieli się odprawić w stolicy Argentyny. Punktualnie o 22 .20 rozpoczynamy nasz najdłuższy lot do Sao Paulo na pokładzie dremlainerea 787, chilijskiej linii Lan,
niecałe 12,5 godziny.
Dremlainer 787 linii LAN
Wyświetlacz w samolocie z trasą lotu
4 dzień (19 stycznia) – Buenos Aires
W samolocie cofamy zegarki trzy godziny do
tyłu. Lot do Sao Paulo upłynął spokojnie. Dostaliśmy dwa posiłki, na początku
była kolacja na ciepło, dwie godziny przed lądowaniem jakieś gorące kanapki. To
był nasz drugi tak długi lot. Według nas, ten wcześniejszy, Iberią do Rio De
Janeiro, miał lepszą obsługę oraz zdecydowanie nowszą i bogatszą ofertę rozrywki multimedialnej. Na pokładzie
poznajemy rodaków, którzy skorzystali z tej samej puli tanich biletów. Było nas
w sumie jedenaścioro. Większość to forumowicze z portalu Fly4free. Wymieniamy
się swoimi nickami, no i zaczęła się dyskusja, oczywiście o podróżach. Przed
szóstą rano lądujemy w Sao Paulo na lotnisku Guarulhos.
Na lotnisku Guarulhos w Sao Paulo przeważają samoloty rodzimej linii Tam
Mamy 6 godzin do
następnego lotu. Wolny czas wykorzystujemy na drzemkę i kontakt przez Internet
z bliskimi. Wi-fi na tym lotnisku jest darmowe, ale tylko przez 1 godzinę. Z
półgodzinnym opóźnieniem, tym razem brazylijską linią Tam , wylatujemy do
Buenos Aires. Po czternastej lądujemy na lotnisku Jorge Newbery położonym kilka
kilometrów od centrum miasta.
Pod nami Buenos Aires
Mając sporo czasu do ostatniego odcinka lotu,
postanawiamy udać się do centrum. Wymieniamy parę dolarów na peso, zdajemy
bagaże do przechowalni i idziemy na przystanek komunikacji miejskiej ( tuż
przed terminalem). Do centrum, dworca Retiro,
dojeżdżają dwa autobusy : 33 i 45. Wybieramy numer 33, aby dojechać
trochę dalej, a mianowicie do portowej
dzielnic La Boca. Problemem jest jednak zakup biletu, bo takowych nie
ma. Wszyscy mieszkańcy posiadają karty, które przy kierowcy trzeba odbić. Nie
chcąc tracić czasu na ich szukanie, prosimy kogoś żeby w zamian za gotówkę
odbił za nas swoją kartę. Od razu trafiamy na uprzejmego młodzieńca, który
nawet nie chciał przyjąć pieniędzy za użyczenie swojej karty. Dla informacji
dodam, że skasowało 3,75 ARS za osobę. Alternatywny sposób dotarcia do centrum
to lotniskowy Air Bus. Bilet do kupienia u kierowcy w cenie 30 ARS. Do La Boca
dojeżdżamy w niecałą godzinę. Od razu natrafiamy na uliczkę Caminito, będącą turystyczną wizytówką całej dzielnicy.
Caminito
Ponieważ dawniej często dochodziło tu do powodzi, domy były budowane z blachy falistej i mocowane na palach. Ich kolorowa barwa, to efekt malowania farbami pozostałymi z odświeżania statków.
Av Gregorio Araoz de Lamadrid w La Boca
Idąc w kierunku
centrum mijamy stadion piłkarski drużyny Boca Juniors, w której przez dwa lata
grał Diego Maradona. Sama drużyna jest powodem dumy dla mieszkańców, a jej kolor
żółty i granatowy stały się również kolorami całej dzielnicy.
Dom pomalowany w barwy klubu piłkarskiego Boca Juniors
Stadion, na którym Diego Maradona grał przez dwa sezony
W drodze do centrum mijamy takie malowidła
Po 4
kilometrach marszu docieramy do Puerto Madero, sięgającej aż do rzeki La Plata.
Warto przespacerować się wzdłuż kanału uliczką Juana Manuela Gorriti. Widać z niej całą nowoczesną dzielnicę z
wieloma drapaczami chmur.
Dzielnica Puerto Madero
Zacumowana jest tu fregata ARA Presdente Sarmiento , w której mieści się teraz muzeum.
Wzrok przykuwa nowoczesny most Puente
de la Mujer przeznaczony tylko dla pieszych. Po drodze mijamy wiele knajpek i
kawiarni. Generalnie fajne miejsce na spacery i odpoczynek.
ARA Presdente Sarmiento
Puente de la Mujer
Nieopodal mieści się Plaza de Mayo z różowym
prezydenckim domem – Casa Rosada. Ten kolor został nadany na pamiątkę
doprowadzenia do pokoju za czasów panowania Domingo Sarmiento.
Casa Rosada
Odwiedzamy
jeszcze najszerszą aleję świata, Avenidę 9 de Julio z wielkim El Obelisco
pośrodku. Żeby przejść na drugą stronę trzy razy zatrzymują nas światła.
Avenida 9 de Julio
El Obelisco pośrodku Av 9 de Julio
Na
koniec pobytu w centrum wymieniamy walutę na „niebieskim” rynku, na Av. Florida.
Jest tam pełno naganiaczy. Pieniądze wymieniliśmy w dwóch różnych miejscach,
uzyskując zadowalający przelicznik. Cała transakcja przebiega w pomieszczeniu i
wydaje się bezpieczna patrząc na skalę tego procederu. Na lotnisko docieramy
koło 22.00 autobusem numer 33, sprzed dworca Retiro. To jedyne miejsce gdzie
trzeba uważać. Kręci się tam wielu podejrzanych typków. Odbieramy bagaże (35-40
ARS za sztukę) i udajemy się w zaciszne miejsce, gdzie będziemy mogli
przeczekać do następnego lotu.
5 dzień (20 stycznia ) - wreszcie Ushuaia
Bilet na ostatni odcinek wydrukowaliśmy z
automatu. Oprócz skanowania paszportu przez maszynę trzeba znać jeszcze numer
rezerwacji. Podróżując z bagażem podręcznym mamy ten komfort, że nie musimy czekać
w kolejce, aby nadać go do luku. O 4.40 rozpoczęliśmy ostatni etap naszej
podróży samolotem. To druga nieprzespana nocka, dlatego z czterogodzinnego lotu
niewiele pamiętamy. Budzi nas dopiero obsługa roznosząca coś do picia i zestaw
słodkości. To najsłabszy posiłek, poprzednio na krótszym odcinku były smaczne
kanapki. Wreszcie przed dziewiątą meldujemy się w Ushuaii.
Wita nas zachmurzone niebo, ale o dziwo jest bezwietrznie i dosyć ciepło. Bierzemy mapę z lotniska i ruszamy na pieszo do miasta, jakieś 5 km. Pokój mieliśmy zamówiony wcześniej, kwaterę prywatną przez portal airbnb (https://www.airbnb.pl/rooms/4764934 ) . Jest mały, ale bardzo przytulny.
Za trzy noclegi płacimy 590 zł (za dwie osoby). Pierwszy raz spotykamy się z serwowaniem śniadań w kwaterach prywatnych. Dla porównania mogę powiedzieć, że w tym samym okresie najtańsze hostele oferowały noclegi od 300 złotych w górę. Wykorzystując dobrą pogodę nie decydujemy się odespać podróży, tylko postanawiamy zobaczyć, czy da radę wykupić rejs po kanale Beagla. Najpierw jednak udajemy się do miasta.
Do ścisłego centrum mamy 1,5 km. Większość sklepów i knajpek jest
skupiona wzdłuż długiej ulicy San Martin. Na jej jednym końcu (numer coś koło
1500) znajduje się supermarket, w którym można spotkać wielu turystów.
Po pierwszych zakupach możemy powiedzieć, że jest bardzo drogo. Byliśmy jednak przygotowani na takie ceny. Równoległą ulicą Av. Maipu dochodzimy do sporej informacji turystycznej. Mając przy sobie paszport można przystawić sobie pamiątkową pieczątkę z Ushuaii. Cieszą się one dużą popularnością, są aż cztery wzory do wyboru. Uzyskujemy informację co do rejsu, i po krótkim rozeznaniu decydujemy się na firmę turystyczną Canoero. Bilety nabywamy po drugiej stronie ulicy, na nabrzeżu. (http://catamaranescanoero.com.ar/eng/principal.htm ).
Wybieramy najtańszą opcję na 2,5 godzinny rejs, która i tak jest dla nas zabójcza, 750 ARS od osoby. Płyniemy na trzy wyspy oblegane przez ptaki ( kormoran niebieskooki, albatros czarnobrewy, mewy) i lwy morskie (uchatki patagońskie). Za możliwość oglądania pingwinów trzeba było zapłacić dodatkowo 300 ARS i wycieczka trwała o 2 godziny dłużej. Jeżeli chodzi o sam rejs to zrobił na nas pozytywne wrażenie. Mieliśmy również możliwość pospacerowania na jednej z wysp.
Port lotniczy Ushuaia
Takie widoki zobaczyliśmy po opuszczeniu lotniska
Wita nas zachmurzone niebo, ale o dziwo jest bezwietrznie i dosyć ciepło. Bierzemy mapę z lotniska i ruszamy na pieszo do miasta, jakieś 5 km. Pokój mieliśmy zamówiony wcześniej, kwaterę prywatną przez portal airbnb (https://www.airbnb.pl/rooms/4764934 ) . Jest mały, ale bardzo przytulny.
Nasza kwatera z airbnb
Po drodze mijamy domy przed którymi jest mnóstwo łubinu
Za trzy noclegi płacimy 590 zł (za dwie osoby). Pierwszy raz spotykamy się z serwowaniem śniadań w kwaterach prywatnych. Dla porównania mogę powiedzieć, że w tym samym okresie najtańsze hostele oferowały noclegi od 300 złotych w górę. Wykorzystując dobrą pogodę nie decydujemy się odespać podróży, tylko postanawiamy zobaczyć, czy da radę wykupić rejs po kanale Beagla. Najpierw jednak udajemy się do miasta.
Centrum mieści się blisko kanału Beagla, pozostała część miasta położona jest na wzniesieniu
Ulica San Martin jeszcze w świątecznej scenerii
Po pierwszych zakupach możemy powiedzieć, że jest bardzo drogo. Byliśmy jednak przygotowani na takie ceny. Równoległą ulicą Av. Maipu dochodzimy do sporej informacji turystycznej. Mając przy sobie paszport można przystawić sobie pamiątkową pieczątkę z Ushuaii. Cieszą się one dużą popularnością, są aż cztery wzory do wyboru. Uzyskujemy informację co do rejsu, i po krótkim rozeznaniu decydujemy się na firmę turystyczną Canoero. Bilety nabywamy po drugiej stronie ulicy, na nabrzeżu. (http://catamaranescanoero.com.ar/eng/principal.htm ).
Budki, w których można nabyć bilety na wycieczki po kanale Beagla
Miejsce na nabrzeżu przy którym obowiązkowo trzeba zrobić sobie zdjęcie
Wybieramy najtańszą opcję na 2,5 godzinny rejs, która i tak jest dla nas zabójcza, 750 ARS od osoby. Płyniemy na trzy wyspy oblegane przez ptaki ( kormoran niebieskooki, albatros czarnobrewy, mewy) i lwy morskie (uchatki patagońskie). Za możliwość oglądania pingwinów trzeba było zapłacić dodatkowo 300 ARS i wycieczka trwała o 2 godziny dłużej. Jeżeli chodzi o sam rejs to zrobił na nas pozytywne wrażenie. Mieliśmy również możliwość pospacerowania na jednej z wysp.
Kolonia kormorana niebieskookiego
Uchatki patagońskie
Spacer po wyspie Karelo
Latarnia Les Eclaireurs
6 dzień ( 21 stycznia ) – Glaciar Martial
Trudy całej podróży sprawiły, iż spaliśmy prawie 12 godzin. Po
śniadaniu przygotowanym przez właścicieli domku, udaliśmy się w położone
nieopodal miasta góry. Naszym celem było wejście w pobliże lodowca
Martial , a konkretnie pod szczyt Cerro Martial (niecałe 1300 m npm).
Czoło samego lodowca znajduje się około 1000 m npm. Pierwsze 4 kilometry wiodą
wzdłuż drogi asfaltowej. Jeżdżą nią głównie busy i taksówki z turystami.
Większość tego odcinka można pokonać po ścieżkach leśnych, tym samym skracając
sobie nieco dystans.
Asfalt kończy się tuż pod wyciągiem narciarskim. Mieści się tam fajny kompleks domków do wynajęcia, Cumbers del Martail oraz herbaciarnia, wyposażona we wszelkie akcesoria do picia i parzenia herbaty. Jest również cafe - bar Refugio de Montana, gdzie zatrzymujemy się na krótki odpoczynek.
Z tego miejsca już rozpościera się fajna panorama na całą Ushuaię. Dalej droga prowadzi kawałek wzdłuż trasy narciarskiej. Po niecałych pięciu kilometrach dochodzimy do końca szlaku. Jest to wysokość 825 m npm, można stąd podziwiać niezłe widoki.
Wędrówka na sam szczyt jest możliwa tylko z przewodnikiem i w specjalistycznym sprzęcie, bowiem leży tam już śnieg. W powrotnej drodze odbijamy trochę w bok na punkt widokowy De La Ciudad. Jest z niego lepszy widok na Kanał Beagla, którego całkowita długość to aż 370 kilometrów.
Nie była to jakaś wymagająca wycieczka , chociaż wejście oznaczono jako poziom trudny. Tym bardziej, że z 16 km połowę można pokonać jakimś środkiem lokomocji. Prosto z gór zeszliśmy na dalsze zwiedzanie centrum i części nabrzeżnej miasta.
Sama główna ulica Av San Martin ma aż 1,5 km długości. Dlatego doliczając spacer po mieście pokonaliśmy dzisiaj 23 kilometry. Chociaż wcześniej zapowiadano opady deszczu to pogoda dopisała. Było pochmurnie, ale nie padało i w miarę ciepło – 15 stopni na plusie.
Początek trasy wzdłuż drogi asfaltowej
Wystarczyło odbić trochę w bok i iść ścieżkami leśnymi i łąkami
Skały porośnięte sukulentami
Asfalt kończy się tuż pod wyciągiem narciarskim. Mieści się tam fajny kompleks domków do wynajęcia, Cumbers del Martail oraz herbaciarnia, wyposażona we wszelkie akcesoria do picia i parzenia herbaty. Jest również cafe - bar Refugio de Montana, gdzie zatrzymujemy się na krótki odpoczynek.
Refugio de Montana
Z tego miejsca już rozpościera się fajna panorama na całą Ushuaię. Dalej droga prowadzi kawałek wzdłuż trasy narciarskiej. Po niecałych pięciu kilometrach dochodzimy do końca szlaku. Jest to wysokość 825 m npm, można stąd podziwiać niezłe widoki.
Koryto , którym kiedyś schodził Glaciar Martial
Po lewej stronie widać ścieżkę z ostatnim podejściem
Panorama na Ushuaię z wysokości 825 m npm
Wędrówka na sam szczyt jest możliwa tylko z przewodnikiem i w specjalistycznym sprzęcie, bowiem leży tam już śnieg. W powrotnej drodze odbijamy trochę w bok na punkt widokowy De La Ciudad. Jest z niego lepszy widok na Kanał Beagla, którego całkowita długość to aż 370 kilometrów.
Widok ze szlaku w drodze na Mirador De La Ciudad
Nie była to jakaś wymagająca wycieczka , chociaż wejście oznaczono jako poziom trudny. Tym bardziej, że z 16 km połowę można pokonać jakimś środkiem lokomocji. Prosto z gór zeszliśmy na dalsze zwiedzanie centrum i części nabrzeżnej miasta.
Część portowa miasta
Również takie wycieczkowce cumowały w Ushuaii
Sama główna ulica Av San Martin ma aż 1,5 km długości. Dlatego doliczając spacer po mieście pokonaliśmy dzisiaj 23 kilometry. Chociaż wcześniej zapowiadano opady deszczu to pogoda dopisała. Było pochmurnie, ale nie padało i w miarę ciepło – 15 stopni na plusie.
7 dzień ( 22 stycznia ) – Park Narodowy Tierra del Fuego
Dzisiejszym celem było zdobycie szczytu Guanaco
w Narodowym Parku Tierra del Fuego (Tierra del Fuego z hiszpańskiego oznacza
Ziemię Ognistą ). Wejście do Parku jest 10 km od Ushuaii, natomiast sam szlak na szczyt rozpoczyna się kolejne 10 km dalej.
Można dostać się tam turystycznym busem odjeżdżającym z Av. Maipu, tuż na wprost szkoły. Kursują co
godzinę od 8 rano ( ostatni powrotny o 19.00 ), bilet kosztuje 300 ARS w obie
strony. Postanowiliśmy dotrzeć tam na
stopa. Początkowo mieliśmy duże wątpliwości, bo mijały nas tylko busy i
autokary pełne turystów. Dopiero po 40 minutach zabiera nas miejscowy
budowlaniec i zawozi pod samą bramę parku, mimo iż swoją budowę miał dużo
wcześniej . Wejście kosztuje 170 ARS. Wraz z biletem dostajemy mapę z opisem
polecanych tras trekkingowych. Do Lago
Roca , gdzie zaczyna się interesujący nas szlak dojeżdżamy z argentyńską rodziną.
Łapanie okazji na szutrowych drogach Ziemi Ognistej nie należy do przyjemnych,
ponieważ po przejechaniu auta przez kilkanaście sekund widać tylko tumany
kurzu.
Początkowo idzie się wzdłuż jeziora Roca, później szlak odbija w górę informując, iż na szczyt jest 4 godziny podejścia i jest to trudna droga . Zobaczymy. Na szczycie (973 m npm) jesteśmy po 3 godzinach i stwierdzamy, że jest sporo stromych podejść, trochę błota i dużo korzeni.
Naprawdę trzeba mieć dobrą kondycję. Niewielu piechurów decyduje się na tę wędrówkę, ponieważ na całej trasie było zaledwie 20 turystów. Wysiłek został wynagrodzony przepięknymi widokami.
Pogoda zmienna, sporo słońca z chmurami, a nawet mieliśmy niewielkie
opady śniegu. Nazwa szczytu do czegoś zobowiązuje, bowiem w drodze powrotnej
przez pewien okres towarzyszyło nam małe stado miejscowych lam - gwanako
andyjskie.
Zanim złapaliśmy stopa do Ushuaii przeszliśmy w kurzu ponad 2 km. Dzień był bardzo intensywny i pełen wrażeń, pokonaliśmy bowiem w sumie 31 km. Było warto.
Szutrowe drogi Ziemi Ognistej
Lago Roca
Początkowo idzie się wzdłuż jeziora Roca, później szlak odbija w górę informując, iż na szczyt jest 4 godziny podejścia i jest to trudna droga . Zobaczymy. Na szczycie (973 m npm) jesteśmy po 3 godzinach i stwierdzamy, że jest sporo stromych podejść, trochę błota i dużo korzeni.
Najpierw droga z korzeniami w lesie bukowym
Przedzieranie się między konarami
Choroba drzew powstała przez działanie pasożytniczego grzyba Cyttaria darwinii. Jego owoce zwane chlebem Indian są jadalne
Porosty na drzewach
Trochę terenu podmokłego
Naprawdę trzeba mieć dobrą kondycję. Niewielu piechurów decyduje się na tę wędrówkę, ponieważ na całej trasie było zaledwie 20 turystów. Wysiłek został wynagrodzony przepięknymi widokami.
W oddali szczyt Guanako
Ostatnie podejście było naprawdę strome
Tuż pod szczytem leżało trochę śniegu
Trud wysiłku został nagrodzony przepięknymi widokami
W oddali co rusz wyłaniają się jeziora o różnych barwach
Kanał Beagle i Ushuaia
Resztki śniegu na wierzchołkach gór
Gwanako andyjskie
Gwanako andyjskie
Zanim złapaliśmy stopa do Ushuaii przeszliśmy w kurzu ponad 2 km. Dzień był bardzo intensywny i pełen wrażeń, pokonaliśmy bowiem w sumie 31 km. Było warto.
8 dzień ( 23 stycznia ) – Chile – Punta
Arenas
Dzisiejszy dzień był dla nas odpoczynkiem
od chodzenia, bowiem spędziliśmy 12 godzin w autobusie. Naszym celem było
przedostanie się do leżącego o 652 km od Ushuaii , Punta Arenas.
Autobusy dalekobieżne odjeżdżają z tego samego miejsca co turystyczne busy, czyli z placu przy Av. Maipu na wprost szkoły. Odjazd o 8.00 rano. Bilety mieliśmy kupione wcześniej przez Internet (55 USD), ale było kilka wolnych miejsc, więc pewnie nie byłoby problemów z kupnem przed samym wyjazdem (900 ARS). Autobus dosyć wygodny, ale bez dodatków typu wifi, tv. Przed 13.00 przekroczyliśmy granicę z Chile, w San Sebastian.
Musieliśmy wypełnić deklaracje ( czy nie przewozimy produktów spożywczych ) i wysiąść z całym dobytkiem. Bagaż był prześwietlany i obwąchiwał nas czarny piesek. Generalnie nie można przewozić żywności , tylko słodycze , suche pieczywo, napoje, oprócz mlecznych. Po przekroczeniu granicy zaczęła się droga szutrowa przez dobre 100 km.
Trochę nas wytrzęsło i było dosyć głośno. Złapała nas również taka
nawałnica , że będąc wówczas gdzieś na szlaku to chyba żaden Gore - Tex by nam
nie pomógł. Krajobraz bardzo monotonny, obszar półpustynny o charakterze
stepowym, fermy z owcami, dużo gwanako chodzących samopas i droga prosta bez
końca.
150 km przed Punta Arenas jest przeprawa promowa przez Cieśninę Magellana ( w Bahia Azul ). Jest to chyba najwęższe miejsce, około czterech kilometrów. Po 20 minutach meldujemy się po drugiej stronie cieśniny w Punta Delgada.
Przed 20.00 dojeżdżamy do Punta Arenas. I tu dobra rada, przy dworcu są dwa kantory, jak ktoś chce wymienić pieniądze to trzeba szybko się zdecydować, bo o 20.00 zamykają, mimo iż są chętni. Nasz hostel Aventura Austarl leży niedaleko dworca, więc idziemy się najpierw zameldować. Okazało się, iż para z Polski jadąca z nami autokarem również ma nocleg w tym hostelu. Po zrobieniu zakupów ( markety otwarte do 21.00 ) jemy wspólnie kolację wymieniając się przy lampce wina wrażeniami z podróży.
Ushuaia o poranku
Autobusy dalekobieżne odjeżdżają z tego samego miejsca co turystyczne busy, czyli z placu przy Av. Maipu na wprost szkoły. Odjazd o 8.00 rano. Bilety mieliśmy kupione wcześniej przez Internet (55 USD), ale było kilka wolnych miejsc, więc pewnie nie byłoby problemów z kupnem przed samym wyjazdem (900 ARS). Autobus dosyć wygodny, ale bez dodatków typu wifi, tv. Przed 13.00 przekroczyliśmy granicę z Chile, w San Sebastian.
Autobus firmy Bus-Sur
Ten pomarańczowy dach w oddali to przejście graniczne w San Sebastian (Chile)
Musieliśmy wypełnić deklaracje ( czy nie przewozimy produktów spożywczych ) i wysiąść z całym dobytkiem. Bagaż był prześwietlany i obwąchiwał nas czarny piesek. Generalnie nie można przewozić żywności , tylko słodycze , suche pieczywo, napoje, oprócz mlecznych. Po przekroczeniu granicy zaczęła się droga szutrowa przez dobre 100 km.
Tuż za przejściem robimy postój w barze
Chile przywitało nas drogą szutrową
Od czasu do czasu pojawiały się jakieś zabudowania
Po deszczu przynajmniej się nie kurzyło
150 km przed Punta Arenas jest przeprawa promowa przez Cieśninę Magellana ( w Bahia Azul ). Jest to chyba najwęższe miejsce, około czterech kilometrów. Po 20 minutach meldujemy się po drugiej stronie cieśniny w Punta Delgada.
Prom na trasie Bahia Azul - Punta Delgada
Cieśnina Magellana
Przeprawa promem przez Cieśninę Magellana
Przed 20.00 dojeżdżamy do Punta Arenas. I tu dobra rada, przy dworcu są dwa kantory, jak ktoś chce wymienić pieniądze to trzeba szybko się zdecydować, bo o 20.00 zamykają, mimo iż są chętni. Nasz hostel Aventura Austarl leży niedaleko dworca, więc idziemy się najpierw zameldować. Okazało się, iż para z Polski jadąca z nami autokarem również ma nocleg w tym hostelu. Po zrobieniu zakupów ( markety otwarte do 21.00 ) jemy wspólnie kolację wymieniając się przy lampce wina wrażeniami z podróży.
9 dzień ( 24 stycznia ) – Punta Arenas – Puerto Natales
Dzisiejszy dzień zaczęliśmy od zwiedzania
Punta Arenas. Jest to największe miasto chilijskiej Patagonii, będące zarazem
stolicą regionu Magallanes i Antarktyki Chilijskiej. Miasto utrzymuje się głównie
z turystyki, stanowi główną bazę wypadową dla ekspedycji antarktycznych.
Zwróciliśmy
uwagę na znaki kierujące na wzgórze w wypadku wystąpienia tsunami. Chile jest bowiem
jednym z najbardziej sejsmicznych krajów świata. Widać , że to zagrożenie jest
tutaj traktowane bardzo poważnie.
Mimo niedzieli, udało się nam kupić wycieczki zaplanowane na dalsze dni. Biura turystyczne są otwarte dzisiaj do godziny 14.00. Wykupiliśmy rejs na wyspę pingwinów Isla Madalena ( 35 tys CLP ) i całodniową wycieczkę na lodowiec Perito Moreno ( 55 tys CLP). Co ważne , sprawdzona firma Comapa ma swój punkt również na dworcu autobusowym (http://www.comapa.com/inicio). Po rozmowie z dwójką Polaków wiemy, że nie dostali biletów na pingwiny w dniu wycieczki. Mieli również problem ze znalezieniem noclegu w ciemno. Nie ma się co dziwić, w końcu jest to środek sezonu. My jesteśmy już teraz spokojni, mając bilety wiemy, że jedynie pogoda może nam jeszcze pokrzyżować plany. W Comapie w przypadku anulowania rejsu (co się zdarza) jest zwrot całej wpłaconej gotówki. W niedzielę nie ma również problemów z zakupem żywności. Większe markety są pootwierane.
Uliczka z hostelem w Punta Arenas - Aventura Austarl (niebiesko-żółty baner)
Ten szklany budynek to Hotel Dreams del Estrecho - Punta Arenas
Widok z nabrzeża przy Ruta 9 - Punta Arenas
Pomnik szkunera Ancud wraz z jego załogą
Punta Arenas
Puerto Natales
Mimo niedzieli, udało się nam kupić wycieczki zaplanowane na dalsze dni. Biura turystyczne są otwarte dzisiaj do godziny 14.00. Wykupiliśmy rejs na wyspę pingwinów Isla Madalena ( 35 tys CLP ) i całodniową wycieczkę na lodowiec Perito Moreno ( 55 tys CLP). Co ważne , sprawdzona firma Comapa ma swój punkt również na dworcu autobusowym (http://www.comapa.com/inicio). Po rozmowie z dwójką Polaków wiemy, że nie dostali biletów na pingwiny w dniu wycieczki. Mieli również problem ze znalezieniem noclegu w ciemno. Nie ma się co dziwić, w końcu jest to środek sezonu. My jesteśmy już teraz spokojni, mając bilety wiemy, że jedynie pogoda może nam jeszcze pokrzyżować plany. W Comapie w przypadku anulowania rejsu (co się zdarza) jest zwrot całej wpłaconej gotówki. W niedzielę nie ma również problemów z zakupem żywności. Większe markety są pootwierane.
O 12.30 wyjeżdżamy do leżącego 250 km
dalej Puerto Natales.
Podróż trwa 3 godziny, bilet kosztuje 11 tys CLP w obie strony. Jeżeli kupujemy w jednym kierunku to płacimy 6 tys CLP. Firma przewozowa już nam znana: Bus - Sur. Puerto Natales to już typowo turystyczna miejscowość . Jest to " brama" do Narodowego Parku Torres del Paine. Mnóstwo turystów z całego świata . Pełno hosteli, większość biur turystycznych, sklepów i kantorów pootwieranych po południu (w niedzielę). Kurs CLP minimalnie słabszy niż w Punta Arenas.
Dzisiaj robimy jeszcze zapasy żywności na dwa dni. Jutro wybieramy się do Torres del Paine na dwudniowy trekking .
Dworzec autobusowy w Punta Arenas
Podróż trwa 3 godziny, bilet kosztuje 11 tys CLP w obie strony. Jeżeli kupujemy w jednym kierunku to płacimy 6 tys CLP. Firma przewozowa już nam znana: Bus - Sur. Puerto Natales to już typowo turystyczna miejscowość . Jest to " brama" do Narodowego Parku Torres del Paine. Mnóstwo turystów z całego świata . Pełno hosteli, większość biur turystycznych, sklepów i kantorów pootwieranych po południu (w niedzielę). Kurs CLP minimalnie słabszy niż w Punta Arenas.
Na dworcu w Puerto Natales, każde okienko to inne biuro turystyczne oferujące dojazd do Parku Torres del Paine
Hotel Indigo Patagonia - Puerto Natales
Na nabrzeżu przy Av. Pedro Montt - Puerto Natales
Puerto Natales
Tutaj dopiero czujemy się jak na końcu świata. Wszystkie budynki wyglądają jakby były zrobione z tego co akurat było pod ręką:
blacha, deski, płyty osb, dykty. Do tego tak mocno wieje, że mamy wrażenie, iż
nasz Hostel Vaiora zaraz odleci. Większość hosteli w całej Patagonii oferuje
noclegi wraz ze śniadaniem. Serwowane jest od wczesnych godzin rannych, żeby
można było zdążyć na poranne autobusy i wycieczki.
Hostel Vaiora
Uliczka w Puerto Natales
Dzisiaj robimy jeszcze zapasy żywności na dwa dni. Jutro wybieramy się do Torres del Paine na dwudniowy trekking .
10 dzień ( 25 stycznia ) – Torres del
Paine
Jakoś przeżyliśmy noc, chociaż strasznie
wiało i było zimno. Spaliśmy pod trzema warstwami kocy i narzut. W pokojach
zazwyczaj jest ogrzewanie gazowe lub na prąd, ale dla bezpieczeństwa
wyłączyliśmy na noc. O 6.15 pobudka i szybkie śniadanie . Do dworca mamy jakieś
10 minut pieszo, ale lepiej być wcześniej. Mijamy kolejnych turystów z
plecakami, którzy podążają w tym samym kierunku. Wszystkie autobusy przeróżnych
firm odjeżdżają pierwszym kursem o 7.30. Podobnie jak wczoraj kupując bilety w
obie strony kosztują tysiąc peso mniej, czyli 15 tys. Koło
9.30 dojeżdżamy do bram parku, jest tutaj również pierwszy przystanek - Laguna
Armaga.
Przystanek Laguna Armaga
Po prawej w oddali wejście do parku - Laguna Armaga
Wszyscy wysiadają z autokaru, aby nabyć wejściówkę do parku. Wypełnia
się krótki formularz , płaci 18 tys CLP i ogląda filmik dotyczący zasad
obowiązujących w parku. Jak ktoś ma namiot, opłaca camping. Dostajemy również
mapę całego parku. Po tych formalnościach można ruszać dalej. Jeżeli ktoś
decydował sie na kilkudniowy trekking wsiada w ten sam autobus i jedzie na
następny przystanek. My zostajemy tutaj. Krótkie rozeznanie na mapie i udajemy
sie do naszego schroniska - Refugio Chileno. Pierwsze 8 km można podjechać
busem (płatnym). My idziemy pieszo.
Dojście do hotelu Las Torres prowadzi drogą szutrową
Obiekty Hotelu Las Torres
Po dojściu do hotelu Las Torres zaczyna się dosyć długie podejście. Mijamy wielu turystów podążających w obu kierunkach.
Wieże Torres są bowiem ostatnim etapem pełnego trekkingu w parku.
Za nami takie widoki
Trasa do schroniska
Trasa do schroniska
Ostatnia prosta do schroniska, leży tuż przy strumieniu
Po 5 km
meldujemy się w schronisku Refugio Chileno. Dostajemy swoją
komnatę ośmioosobową. Nasze łóżka są pod sufitem, jakieś 3,5 metra nad
ziemią. Jest wygodnie, mamy poduszki i śpiwory. Noclegi w schroniskach trzeba
rezerwować dużo wcześniej. Jest to dosyć droga przyjemność, bowiem te dwa łóżka
na jedną noc kosztowały nas 130 USD.
Schronisko Refugio Schileno
Nad recepcją flaga regionu Magallanes
Nasz pokój ośmioosobowy, u góry po lewej moje łóżko
Uszczuplamy nasze zapasy żywności i po
14.00 udajemy się na szlak. Naszym celem jest punkt widokowy Las Torres, na
trzy skalne wieże . Trasa w miarę łatwa, nie licząc ostatniego kilometrowego
podejścia . W sumie w jedną stronę Endomondo naliczyło 5 km.
Witamy w Torres del Paine
Na trasie do punktu widokowego Las Torres
Pogoda nam dopisuje
Tuż przed ostatnim, kamienistym podejściem
Pogoda, jak na
Patagonię, przyzwoita i co najważniejsze ujrzeliśmy wszystkie trzy szczyty, co
nie zawsze się zdarza. Widok jest naprawdę hipnotyzujący. Trzeba to zobaczyć
samemu, zdjęcia nie są w stanie tego oddać. Spędziliśmy tam ponad godzinę
podziwiając to cudo natury. Najwyższa wieża ma 2500 m npm , a sam punkt
widokowy leży niecałe 900 m npm.
Torres del Paine - masyw należący do grupy górskiej Cordillera del Paine
Torres del Paine
W sumie przeszliśmy dzisiaj po patagońskich
drogach i szlakach 24 kilometry. Wieczór jest również bardzo ciekawy. Przed
schronisko schodzą się wszyscy biwakowicze, przyrządzają sobie na przenośnych
kuchenkach coś do zjedzenia. Jest tu mieszanka wielu narodowości, co nie
przeszkadza w wymianie swoich wrażeń z podróży.
Namioty rozbite tuż przy schronisku
Żywność do schroniska dostarczana jest konno
Na koniec parę informacji praktycznych. Na terenie parku nie ma sygnału telefonu komórkowego, a internet w schronisku jest płatny. W pokojach nie ma też gniazdek, ponieważ całą energię uzyskują z baterii słonecznych i małych wiatrownic. Bardzo przydatny okazał się power bank umożliwiający naładowanie telefonu komórkowego.
11 dzień ( 26 stycznia ) – z Torres del
Paine do Puerto Natales
Noc upłynęła nadspodziewanie spokojnie.
Wczorajsze zmęczenie zrobiło swoje i spaliśmy bardzo dobrze.
Trochę informacji praktycznych co do samego schroniska.
Jeżeli ktoś ma większe bagaże to warto mieć ze sobą jakąś małą kłódkę. W holu są szafki na plecaki. Mniejsze można położyć na łóżku, ale generalnie proszono nas, żeby nie zostawiać bagażu w pokojach, tylko właśnie w tych szafkach. Mając swoją żywność nie można jeść w pokojach, tylko na zewnątrz lub w barze, dopiero po śniadaniu serwowanym za opłatą dla turystów. Posiłki można wykupić oddzielnie na miejscu, nie trzeba ich wcześniej zamawiać wraz z noclegiem. Nie ma problemów z ciepłą wodą. Generalnie wszędzie bardzo czysto. Do godziny 9.30 rano trzeba opuścić schronisko. Tak więc, po śniadaniu, przed dziesiątą wyruszyliśmy w drogę powrotną. Przed nami 13 kilometrów do przystanku autobusowego - Laguna Amarga. Mając duży zapas czasowy pokonujemy tą odległość wolnym spacerem. Podziwiamy widoki i robimy sobie częste postoje.
Trochę informacji praktycznych co do samego schroniska.
Jeżeli ktoś ma większe bagaże to warto mieć ze sobą jakąś małą kłódkę. W holu są szafki na plecaki. Mniejsze można położyć na łóżku, ale generalnie proszono nas, żeby nie zostawiać bagażu w pokojach, tylko właśnie w tych szafkach. Mając swoją żywność nie można jeść w pokojach, tylko na zewnątrz lub w barze, dopiero po śniadaniu serwowanym za opłatą dla turystów. Posiłki można wykupić oddzielnie na miejscu, nie trzeba ich wcześniej zamawiać wraz z noclegiem. Nie ma problemów z ciepłą wodą. Generalnie wszędzie bardzo czysto. Do godziny 9.30 rano trzeba opuścić schronisko. Tak więc, po śniadaniu, przed dziesiątą wyruszyliśmy w drogę powrotną. Przed nami 13 kilometrów do przystanku autobusowego - Laguna Amarga. Mając duży zapas czasowy pokonujemy tą odległość wolnym spacerem. Podziwiamy widoki i robimy sobie częste postoje.
W powrotnej drodze napotykamy sporą, zorganizowaną grupkę młodzieży
Pogoda również sprzyjała
Co jakiś czas dłuższy przystanek na podziwianie takich widoków
Na ten mostek mogą wejść tylko dwie osoby równocześnie
Hotel Las Torres
Jest znacznie cieplej niż wczoraj, w granicach 16
stopni w cieniu. Mimo to nad wieżami Torres cały czas kłębią się chmury.
Wieże Torres w oddali
Widok na Torres del Paine spod przystanku Laguna Armaga
Różne źródła podają różne informacje co do wysokości trzech wież Torres
O
14.30 odjeżdża pierwszy autokar do Puerto Natales. Można wyjechać jeszcze
później, bo o 19.45.
Turyści oczekujący na autobus do Puerto Natales
Gąska z młodymi
50 km
przed miastem, tuż przy przejściu granicznym z Argentyną, kierowca robi postój
na kawę. Mamy również możliwość kupienia pamiątek.
Postój na kawę w drodze powrotnej
W Puerto Natales jesteśmy przed
siedemnastą. Uzupełniamy zapasy żywności i udajemy się do znanego nam już
Hostelu Vaiora. Wolny czas wykorzystujemy na spacer po miasteczku. Naszą uwagę przykuwają wszechobecne, bezpańskie psy. Jest ich naprawdę sporo, ale na szczęście nie stanowią jakiegoś zagrożenia dla ludzi. Jeżeli kogoś interesują jakieś pamiątki, to więcej jest sklepów ze sprzętem trekkingowym niż typowych suwenirów.
Puerto Natales wita
Można się obkupić we wszelki niezbędny do wędrówek sprzęt sportowy
Tutaj można zaopatrzyć się w miejscowe rękodzieło
Kładziemy się dosyć szybko
spać. Jutro musimy wstać przed szóstą, ponieważ mamy w planach całodniową wycieczkę na
lodowiec Perito Moreno.
12 dzień ( 27 stycznia ) – Lodowiec Perito
Moreno - Argentyna
O 6.25 podjeżdża pod nasz hostel jeep i
podwozi na zbiórkę wycieczki na lodowiec. Jedziemy busem, po drodze zabierając
jeszcze turystów z różnych hosteli. Jest nas w sumie 15 osób ( komplet ). Przed
nami niecałe 400 km w jedną stronę. Po 15 minutach jazdy strzela nam opona. Na
szczęście na prostym odcinku. Kierowca szybko uporał się z problemem i ruszamy
dalej.
Wczesny poranek
Szybka wymiana koła w busie
Dojeżdżamy do chilijskiej kontroli granicznej w Cerro Castillo. Po paru kilometrach
szutrowej drogi kontrola argentyńska w Paso Rio Guilielmo. Wszystkie
formalności trwają 1,5 godziny.
Przejście graniczne Cerro Castillo - wjazd do Argentyny z Chile
Miejscowi zaganiają owce na pastwiska
Jakiś kawałek za granicą argentyńską wjeżdżamy
na słynną drogę - RUTA 40. Liczy
ona prawie 5 200 km i ciągnie się przez całą Argentynę wzdłuż Andów, od
Rio Gallegos na południu do granicy z Boliwią w mieście La Quiaca na północy. Dzisiaj zamiast gwanako często widzimy
strusie nandu, zamieszkujące tutejsze bezkresne stepy. To dla nas trochę
egzotyczny obrazek. O 12.30 dojeżdżamy do większej miejscowości El Calafate,
stąd mamy jeszcze 80 km pod sam lodowiec. Głównym zajęciem tutejszych mieszkańców jest obsługa ruchu turystycznego. Jest tu dużo cieplej, ludzie chodzą
poubierani na krótko, mnóstwo zieleni i kwiatów. W końcu oddaliliśmy się od
Ushuaii o 1200 km. Wreszcie koło czternastej docieramy do Narodowego Parku Los
Glaciares. Bilet wstępu kosztuje 260 ARS.
Pierwszy punkt widokowy w Parku Los Glaciares
Perito Moreno to trzeci lodowiec
świata, który mimo globalnego ocieplenia nie kurczy się, a rośnie. Dzieje się tak, ponieważ jest systematycznie zasilany przez opady śniegu w górach. Zwiększając
swoje rozmiary zamyka zatokę jeziora argentyńskiego podnosząc poziom wody w
jego odnodze Brazi Rico. Z upływem czasu zapora lodowa pęka, wyrównując
ciśnienie pomiędzy odnogą a jeziorem argentyńskim. Cały ten proces powtarza się
od nowa.
Na początek decydujemy się na rejs łodzią
wzdłuż ściany lodowca. Ma ona w sumie kilka kilometrów długości i około 70 m
wysokości nad powierzchnią wody. Reszta 150 -170 metrów znajduje się pod
taflą jeziora. Taka przyjemność kosztuje
dodatkowe 250 ARS. Ale warto. Widoki i wrażenia są niesamowite. Co jakiś czas z
wielkim hukiem odlatują ogromne fragmenty lodu, robiąc niezłą falę. Warto mieć
ze sobą okulary przeciwsłoneczne, które ułatwiają obserwację lodowca. Cały
spektakl z pokładu łodzi trwa niecałą godzinę.
Wzdłuż tej ściany będziemy pływać łodzią
Widok lodowca z łodzi
Następnie bus zawozi nas na
wzgórze, skąd z platform widokowych można obserwować lodowiec z góry. Wrażenia również
wielkie.
Widok na lodowiec z platform
Nasz pobyt w Parku trwa 2,5 godziny, trzeba bowiem jeszcze wrócić do
Puerto Natales. W powrotnej drodze mamy półgodzinny przystanek w El
Calafate. Do hostelu docieramy przed 23.00.
Torres del Paine o zachodzie słońca
W drodze powrotnej
13 dzień ( 28 stycznia ) – wyspa pingwinów
– Isla Magdalena
O 7.00 siedzimy już w autobusie jadącym do
Punta Arenas. Po trzech godzinach jesteśmy na miejscu. Najpierw udajemy się
na zakupy do marketu, następnie meldujemy w znanym nam już Hostelu
Aventura Austral. Do wycieczki na wyspę pingwinów mamy trochę czasu, więc
idziemy zwiedzać miasto. Pogoda nam dopisuje, jest ciepło i słonecznie. Dzisiaj
roboczy dzień ( ostatnio byliśmy tu w niedzielę ), na Plaza Munoz Gamero w
centrum są porozkładane kramy z miejscowymi wyrobami. Pośrodku wielki pomnik
Ferdynanda Magellana postawiony w 1920 roku, w rocznicę czwartego stulecia
odkrycia Cieśniny Magellana.
Jeżeli chodzi o samo Punta Arenas, to warto udać się na punkt widokowy De Los Soñadores, z którego roztacza się panorama na miasto.
Polecamy również odwiedzić Cmentarz Komunalny Sara Braun , robi naprawdę duże wrażenie. Potężne grobowce i aleje z formowanych cyprysów.
Z centrum do portu jest około 6 kilometrów. Można podjechać podmiejskim numer 15, albo przejść się pieszo. Wybieramy tą drugą opcję, aby po drodze zwiedzić wspomniany cmentarz.
Prom na Isla Magdalena odpływa o 15.00. Wyspa znajduje się w centrum Cieśniny Magellana, 35 km na północ od Punta Arenas. W jedną stronę płynie się dwie godziny. Na miejscu mamy godzinę na spacer po wyspie. Poruszamy się po wyznaczonych ścieżkach, a dookoła nas mnóstwo pingwinów.
Jest to największe skupisko pingwina magellańskiego, ponad 60 tysięcy par. Oprócz tego kormorany i mewy. Ścieżka prowadzi nas na wzgórze z latarnią morską, skąd roztacza się panoramiczny widok na całą wyspę.
Po przybyciu do portu
"busiarze" naganiają do swoich pojazdów. Tym razem skorzystaliśmy, bo
było już późno. Przejazd jest tani, tysiąc CLP.
Stragany z miejscowym rzemiosłem i pamiątkami
Pomnik Ferdynanda Magellana na Plaza Munoz Gamera
Jeżeli chodzi o samo Punta Arenas, to warto udać się na punkt widokowy De Los Soñadores, z którego roztacza się panorama na miasto.
Punkt widokowy De Los Sonadores
Panorama na miasto
Polecamy również odwiedzić Cmentarz Komunalny Sara Braun , robi naprawdę duże wrażenie. Potężne grobowce i aleje z formowanych cyprysów.
Cmentarz Sara Braun
Aleje z cyprysów na cmentarzu
Z centrum do portu jest około 6 kilometrów. Można podjechać podmiejskim numer 15, albo przejść się pieszo. Wybieramy tą drugą opcję, aby po drodze zwiedzić wspomniany cmentarz.
W drodze do przystani, wszędzie można spotkać uformowane cyprysy
Przystań w Punta Arenas
Koło przystani portowej
Ten z prawej to prom na wyspę pingwinów
Prom na Isla Magdalena odpływa o 15.00. Wyspa znajduje się w centrum Cieśniny Magellana, 35 km na północ od Punta Arenas. W jedną stronę płynie się dwie godziny. Na miejscu mamy godzinę na spacer po wyspie. Poruszamy się po wyznaczonych ścieżkach, a dookoła nas mnóstwo pingwinów.
Po dotarciu od razu witają nas pingwiny
Jest to największe skupisko pingwina magellańskiego, ponad 60 tysięcy par. Oprócz tego kormorany i mewy. Ścieżka prowadzi nas na wzgórze z latarnią morską, skąd roztacza się panoramiczny widok na całą wyspę.
Latarnia na szczycie wyspy
Widok ze wgórza
Spacer z pingwinami
Para maluchów jeszcze nieopierzonych
W tle wyspa Magdalena
14 dzień ( 29 stycznia ) – Punta Arenas -
Ushuaia
Dzisiejszy dzień spędzamy w podróży, całe
12 godzin w autobusie z Punta Arenas do Ushuaii. Wyjeżdżamy o 8.30 z dworca na
Av. Colon 842.
Mamy szczęście jeżeli chodzi o przydział miejsc, dostajemy tuż za kierowcą, gdzie jest najwięcej przestrzeni na nogi i są najlepsze widoki. A dzisiaj pogoda ładna, więc mieliśmy co podziwiać.
Ze względu na to, iż opuszczamy Chile i można przewozić żywność, każdy z pasażerów otrzymuje paczkę herbatników, batona i soczek w kartonie. Jak dla nas podróż nie jest męcząca, za oknami zawsze coś ciekawego można wypatrzeć.
W Ushuaii jesteśmy godzinę
przed czasem, ponieważ w tą stronę formalności związane z przekraczaniem
granicy trwają o wiele krócej. Szybko odnajdujemy naszą ostatnią bazę noclegową
na Ziemi Ognistej, prywatną kwaterę z airbnb. Mieści się ona w zachodniej
części miasta. Idąc tam, mamy wrażenie jakby wszyscy się na nas patrzyli. A to
dlatego, że są tu sami miejscowi, nie mijamy żadnego turysty.
Przyjmuje nas do siebie miła para, posiadająca skromne mieszkanko na zapleczu swojego sklepu. Wspólnie jemy późną kolację, mając możliwość skosztowania miejscowych specjałów. Dowiadujemy się sporo ciekawych rzeczy o tutejszym mieście i okolicy. Na przykład host poleca nam wyjście do kina, w którym wyświetlają Zjawę, film z Leonardo Dicaprio. A to dlatego, iż film ten był kręcony w Ushuaii goszczącej znanego aktora. Warto nocować w takich miejscach. Na pewno w hotelu nie usłyszelibyśmy tak ciekawych opowieści i nie poczulibyśmy klimatu tego miejsca.
Dworzec autobusowy w Punta Arenas
Mamy szczęście jeżeli chodzi o przydział miejsc, dostajemy tuż za kierowcą, gdzie jest najwięcej przestrzeni na nogi i są najlepsze widoki. A dzisiaj pogoda ładna, więc mieliśmy co podziwiać.
Siedzimy tuż za kierowcą
Niekończące się proste odcinki drogi betonowej i ...
...szutrowej
Ze względu na to, iż opuszczamy Chile i można przewozić żywność, każdy z pasażerów otrzymuje paczkę herbatników, batona i soczek w kartonie. Jak dla nas podróż nie jest męcząca, za oknami zawsze coś ciekawego można wypatrzeć.
Mała blokada na drodze
Za oknami autokaru gwanako andyjskie
Dojeżdżamy do Punta Delgada, gdzie czeka nas przeprawa na drugą stronę Cieśniny Magellana. Płyniemy promem o nazwie Patagonia.
Punta Delgada
Punta Delgada
Promem Patagonia pokonujemy Cieśninę Magellana
Przeprawa promowa, w oddali Punta Delgada
Dopływamy na drugi brzeg - Bahia Azul
W połowie drogi dojeżdżamy do granicy z Argentyną. Najpierw odprawa po stronie chilijskiej, w San Sebastain.
Przejście graniczne w San Sebastian po stronie chilijskiej
Zbliżając się do Ushuaii krajobraz ulega zmianie, pojawiają się pierwsze drzewa
Tuż przed Ushuaią
Po drodze do naszego mieszkania mijamy murale
Mieszkamy na ulicy Kuanip 789, za tym sklepem z serduszkiem
Przyjmuje nas do siebie miła para, posiadająca skromne mieszkanko na zapleczu swojego sklepu. Wspólnie jemy późną kolację, mając możliwość skosztowania miejscowych specjałów. Dowiadujemy się sporo ciekawych rzeczy o tutejszym mieście i okolicy. Na przykład host poleca nam wyjście do kina, w którym wyświetlają Zjawę, film z Leonardo Dicaprio. A to dlatego, iż film ten był kręcony w Ushuaii goszczącej znanego aktora. Warto nocować w takich miejscach. Na pewno w hotelu nie usłyszelibyśmy tak ciekawych opowieści i nie poczulibyśmy klimatu tego miejsca.
15 dzień ( 30 stycznia ) – Laguna Esmeralda
To już ostatni dzień na Ziemi Ognistej.
Zamierzamy spędzić go aktywnie. Chcemy zobaczyć Lagunę Esmeraldę, chętnie
odwiedzaną przez miejscowych mieszkańców. Jest ona położona 20 km od Ushuaii.
Wejście na szlak jest tuż przy głównej drodze RUTA 3, w kierunku na Punta
Arenas. Można się tam dostać busami, które wożą turystów (z tego samego miejsca co autobusy dalekobieżne). Tylko przejazd jak na
tak krótkim odcinku nie należy do tanich, 250 ARS w obie strony, lub 200 ARS w
jednym kierunku. Decydujemy się na okazję, co nie będzie proste. Droga wylotowa
w kierunku Laguny jest zupełnie na końcu miasta, jakieś 6 km od centrum. No
nic, próbujemy.
Po 30 minutach zabiera nas jakiś miejscowy pan jadący do pracy.
Wysiadamy w połowie drogi do wylotu z miasta. Następnie młody chłopak dowozi
nas do końca Ushuaii, skąd już tylko jedna droga prowadzi w interesującym
nas kierunku. U bram miasta przechodzimy przez kontrolę policyjną. Pan spisał numery
naszych paszportów, po czym życzył przyjemnej wycieczki.
Teraz poszło szybko i przed dziesiątą docieramy do początku szlaku. Mieści się on tuż przy parkingu, po lewej stronie, stojąc przodem do parkingu a tyłem do drogi (samo wejście na szlak jest dosyć słabo oznaczone ).
Do Laguny Esmeralda jest raptem niecałe 5 km, trasa jest bardzo łagodna i dobrze oznakowana. Początkowo idziemy lasem, później wchodzimy na torfowiska. Mamy szczęście, że jest sucho, bo po mocnych opadach deszczu może być grząsko i ślisko.
Jezioro położone jest na wysokości 411 m npm, otoczone górami i ma turkusową barwę.
Warto udać się do źródła Laguny w górę rzeki. Nie prowadzi tam szlak, jest tylko mocno wydeptana ścieżka ( z prawej strony jeziorka ). Idzie się w zupełnej dziczy, dużo poprzewracanych drzew. Tutejsze bobry porobiły tamy, utworzyło się mnóstwo tarasów wodnych z turkusową wodą.
Tuż obok nas przelatują, robiąc
przy tym sporo hałasu, ptaki z długimi, ostrymi dziobami. To ibis maskowy. Po 3 km kończy się droga, widać źródło
Laguny i miejsce gdzie schodzi lodowiec.
Wraca się tą samą drogą. W drodze powrotnej napotykamy sporo miejscowych, którzy wykorzystują ładną pogodę na zrobienie sobie pikniku nad brzegiem Laguny. Złapanie podwózki do miasta było dużo prostsze, ponieważ wszystkie jadące auta właśnie tam podążały. Robimy ostatnie zakupy i przygotowujemy się do długiej drogi powrotnej do domu. Pod wieczór idziemy jeszcze na ostatni spacer wzdłuż wybrzeża.
Pierwsza próba łapania okazji
Wjazd do miasta z kontrolą policyjną
Teraz poszło szybko i przed dziesiątą docieramy do początku szlaku. Mieści się on tuż przy parkingu, po lewej stronie, stojąc przodem do parkingu a tyłem do drogi (samo wejście na szlak jest dosyć słabo oznaczone ).
Mała tabliczka informująca o początku szlaku
Gdyby nie ta mała tabliczka trudno byłoby znaleźć wejście na szlak
Do Laguny Esmeralda jest raptem niecałe 5 km, trasa jest bardzo łagodna i dobrze oznakowana. Początkowo idziemy lasem, później wchodzimy na torfowiska. Mamy szczęście, że jest sucho, bo po mocnych opadach deszczu może być grząsko i ślisko.
W drodze do Laguny
Niebo zaczyna się trochę przecierać, wychodzi słońce
Jezioro położone jest na wysokości 411 m npm, otoczone górami i ma turkusową barwę.
Laguna Esmeralda
Laguna Esmeralda
Laguna Esmeralda
Warto udać się do źródła Laguny w górę rzeki. Nie prowadzi tam szlak, jest tylko mocno wydeptana ścieżka ( z prawej strony jeziorka ). Idzie się w zupełnej dziczy, dużo poprzewracanych drzew. Tutejsze bobry porobiły tamy, utworzyło się mnóstwo tarasów wodnych z turkusową wodą.
Tamy zrobione przez bobry
Powstały tarasy wodne na różnych wysokościach
W górę rzeki przedzieramy się przez las
Tutaj kończy się droga
Oprócz ibisów były też inne ptaki
Wraca się tą samą drogą. W drodze powrotnej napotykamy sporo miejscowych, którzy wykorzystują ładną pogodę na zrobienie sobie pikniku nad brzegiem Laguny. Złapanie podwózki do miasta było dużo prostsze, ponieważ wszystkie jadące auta właśnie tam podążały. Robimy ostatnie zakupy i przygotowujemy się do długiej drogi powrotnej do domu. Pod wieczór idziemy jeszcze na ostatni spacer wzdłuż wybrzeża.
Część nabrzeżna Ushuaii
Ushuaia
Natrafiamy na mecz rugby
16 dzień ( 31 stycznia ) – ponownie Buenos
Aires
Dzisiejszy dzień zaczynamy porannym
spacerem na lotnisko, cztery kilometry od naszego lokum. O tej samej godzinie
odlatują dwa samoloty do Buenos, z tymże każdy na inne lotnisko. Nas interesuje
linia Lan i port lotniczy Jorge Newbery AEP. Tym razem udaje się nam odprawić
na cały odcinek, dostajemy bilety do samego Mediolanu. Check-in wykonujemy przy stanowisku
biletowo-bagażowym. Punktualnie o 9.10 odlatujemy do Buenos Aires. Lot
przebiegał spokojnie. Dostajemy ten sam zestaw słodyczy co uprzednio na tej
trasie.
W stolicy czujemy się już pewniej, w końcu jesteśmy tu drugi raz. Oddajemy nasze bagaże i udajemy się do miasta. Stosujemy tę samą metodę wydostania się z lotniska, tzn. prosimy kogoś, żeby odbił za nas swoją kartę w miejskiej komunikacji. Nie ma z tym żadnego problemu, pierwsza poproszona osoba bez wahania udziela nam pomocy. W centrum jesteśmy już po trzynastej.
Tym razem udajemy się do dzielnicy Recoleta. Jest to najbardziej ekskluzywna dzielnica Buenos. Leży w pobliżu zatoki La Platy, w bliskim sąsiedztwie portu i stacji kolejowej. Mieszczą się tu liczne instytucje państwowe, siedziby największych firm i drogie sklepy. Nas jednak przyciąga coś innego. Mianowicie zabytkowy cmentarz - Cementerio de la Racoleta. Wysiadamy przy głównym dworcu kolejowym Retiro, skąd pieszo mamy 1,5 kilometra. Na cmentarz wchodzimy przez neoklasycystyczną bramę z wysokimi greckimi kolumnami.
Mieszczą się tu grobowce najbardziej wpływowych i znanych mieszkańców Argentyny (pochowanych jest siedmiu prezydentów państwa). Najsłynniejszą jest chyba Eva Peron, przy grobowcu której gromadzą się największe tłumy turystów. Cały cmentarz robi niesamowite wrażenie, naprawdę miejsce warte zobaczenia.
Następnie udajemy się do części wypoczynkowej Recolety z licznymi parkami. W jednym z nich jest wielki kwiat wykonany ze stali nierdzewnej - Floralis Genérica, na Plaza Naciones Unidas. Jego płatki otwierają się i zamykają automatycznie w zależności od pory dnia.
Idąc tam minęliśmy po drodze Państwowe Muzeum Sztuk Pięknych i wielki gmach Uniwersytetu Buenos Aires.
Dzisiaj jest niedziela, napotykamy wielu
miejscowych odpoczywających w cieniu drzew. Bardzo przyjemne miejsce do
wypoczynku to Plaza Mayor Alverar. Na jego skraju widać fajny budynek na tle
wysokich palm. To Buenos Aires Design Mall, czyli wielki dom handlowy z
propozycjami wyposażenia wnętrz.
Na koniec udajemy się na Plaza San Martin de Tours. Jest on dzisiaj otoczony licznymi straganami z lokalnym jedzeniem i pamiątkami. Po dokładnym obejrzeniu propozycji tutejszych handlarzy wtapiamy się w miejscową społeczność siadając w cieniu drzew. Jest bardzo ciepło.
Po dziewiętnastej docieramy na lotnisko. Lot do Sao Paulo jest o 22.10.
W Buenos Aires lądujemy punktualnie
W stolicy czujemy się już pewniej, w końcu jesteśmy tu drugi raz. Oddajemy nasze bagaże i udajemy się do miasta. Stosujemy tę samą metodę wydostania się z lotniska, tzn. prosimy kogoś, żeby odbił za nas swoją kartę w miejskiej komunikacji. Nie ma z tym żadnego problemu, pierwsza poproszona osoba bez wahania udziela nam pomocy. W centrum jesteśmy już po trzynastej.
Okolice dworca Retiro
Centrum Buenos Aires
Buenos Aires
Tym razem udajemy się do dzielnicy Recoleta. Jest to najbardziej ekskluzywna dzielnica Buenos. Leży w pobliżu zatoki La Platy, w bliskim sąsiedztwie portu i stacji kolejowej. Mieszczą się tu liczne instytucje państwowe, siedziby największych firm i drogie sklepy. Nas jednak przyciąga coś innego. Mianowicie zabytkowy cmentarz - Cementerio de la Racoleta. Wysiadamy przy głównym dworcu kolejowym Retiro, skąd pieszo mamy 1,5 kilometra. Na cmentarz wchodzimy przez neoklasycystyczną bramę z wysokimi greckimi kolumnami.
Brama wejściowa na cmentarz
Mieszczą się tu grobowce najbardziej wpływowych i znanych mieszkańców Argentyny (pochowanych jest siedmiu prezydentów państwa). Najsłynniejszą jest chyba Eva Peron, przy grobowcu której gromadzą się największe tłumy turystów. Cały cmentarz robi niesamowite wrażenie, naprawdę miejsce warte zobaczenia.
Cmentarz Recoleta
Potężne grobowce
Grób rodziny Duarte, gdzie spoczywa Eva Peron
Następnie udajemy się do części wypoczynkowej Recolety z licznymi parkami. W jednym z nich jest wielki kwiat wykonany ze stali nierdzewnej - Floralis Genérica, na Plaza Naciones Unidas. Jego płatki otwierają się i zamykają automatycznie w zależności od pory dnia.
Floralis Generica
Idąc tam minęliśmy po drodze Państwowe Muzeum Sztuk Pięknych i wielki gmach Uniwersytetu Buenos Aires.
Gmach Uniwersytetu
Plaza Mayor Alverar
Na koniec udajemy się na Plaza San Martin de Tours. Jest on dzisiaj otoczony licznymi straganami z lokalnym jedzeniem i pamiątkami. Po dokładnym obejrzeniu propozycji tutejszych handlarzy wtapiamy się w miejscową społeczność siadając w cieniu drzew. Jest bardzo ciepło.
Porozstawiane stragany wkoło Plaza San Martin de Tours
Odpoczynek w cieniu drzew na Plaza San Martin de Tours
Po dziewiętnastej docieramy na lotnisko. Lot do Sao Paulo jest o 22.10.
17 dzień (1 luty ) – Sao Paulo
Z dwudziesto minutowym opóźnieniem ( 1.50 ) lądujemy na lotnisku
Guarulhos w São Paulo. Mamy zarezerwowany nocleg na Terminalu T2 - Fast Sleep
Repouso E Banho. Przejście z T3 na T2 zajmuje jakieś 10 minut. Przed nami
całonocny lot, więc 6 godzin snu pozwoli nam zregenerować siły. Sam hotel
oferuje małe, klimatyzowane pokoje z piętrowymi łóżkami. Najważniejsze, że jest
się gdzie wykąpać. Mimo, lokalizacji w samym centrum lotniska, jest cicho i
całkiem przyjemnie. Przed nami cały dzień do następnego odcinka podróży. Wolny
czas wykorzystujemy na krótką wycieczkę do centrum miasta. Opuszczenie portu
lotniczego zajmuje nam trochę czasu. Najpierw wracamy na Terminal T3, aby
pobrać wizę i pieczątkę do paszportu. Oddajemy bagaż do przechowalni
znajdującej się w baraku na wprost wyjścia z T3. Są tam szafki, w jedną
umieszczamy nasze plecaki ( koszt 30 BRL ). Wracamy z powrotem na T2 , spod
którego odjeżdża autobus nr 257 do stacji metra Tatuape ( 5,55 BRL w jedną
stronę ). Jedzie się około 30-40 minut w zależności od korków. W Tatuape
przesiadamy się w metro, którym dojeżdżamy do centrum. My dojechaliśmy do
stacji Paulista, od której biegnie główna ulica miasta Avenida Paulista ( aby
tam dojechać metrem na stacji Republica trzeba zmienić linię z czerwonej na
żółtą, robi się to na jednym bilecie - 3,80 BRL ).
Samo miasto nie robi jakiegoś wrażenia, może poza wyjątkiem obserwacji go z kawiarni na 42 piętrze. Wstęp kosztuje 30 BRL, ale warto wypić kawę mając całe miasto u swoich stóp. Kawiarnia nazywa się Terraço Italia i mieści się na Avenida Ipiranga 344 na 42 piętrze.
Poza tym w mieście przewija się mnóstwo ludzi, ciężko się chodzi w takim tłumie, nie mówiąc już o drodze powrotnej metrem, w którym byliśmy upchani jak ryby w puszce. A do tego wszystkiego ten upał, niektóre termometry w mieście pokazywały 36 stopni w cieniu. Ale miasto zobaczyliśmy i teraz mamy o nim jakieś wyobrażenie.
Generalnie zauważamy, że w Sao Paulo jest trzykrotnie taniej niż na południu Argentyny. Ceny zbliżone do Polski, a nawet może trochę taniej. Przy czym np. w Rio de Janeiro jest już drożej. Z odpowiednim zapasem czasowym wracamy na lotnisko Guarulhos ( 25 km od centrum ). Mając bilety już do samego Mediolanu przechodzimy tylko przez kontrolę paszportową i oczekujemy najdłuższego odcinka całej podróży. Lot mamy o 22.20.
Podsumowanie - ogólne koszty dla dwóch osób
Loty:
POZ-BGY 0 zł
MXP-USH , USH-MXP 1 277 zł
BGY-WMI 65 zł
Razem przeloty - 1 342 zł x 2 osoby 2 684 zł
Przejazdy autokarowe:
Bergamo - Milano Centrale RT 8 euro (34 zł)
Milano Centrale - Melpansa RT 14 euro (60 zł)
Ushuaia - Punta Arenas OW 55 USD (212 zł)
Punnta Arenas - Puerto Natales RT 11 tys CLP (60 zł)
Puerto Natales - Torres del Paine RT 15 tys CLP (81 zł)
Punta Arenas - Ushuaia OW 35 tys CLP (190 zł)
Razem przejazdy autokarowe - 637 zł x 2 osoby 1 274 zł
Noclegi (pokoje dwuosobowe):
Mediolan - hotel**** przez Orbitz 190 zł x 2 noce - 380 zł
Ushuaia - pokój prywatny airbnb 196 zł x 3 noce - 588 zł
Punta Arenas - hostel przez Booking 45 USD 1 noc - 172 zł
Puerto Natales - Hostel przez Booking 35 USD 1 noc - 134 zł
Torres del Paine - schronisko 132 USD 1 noc - 496 zł
Puerto Natales - hostel przez Booking 70 USD x 2 noce - 268 zł
Punta Arenas - hostel przez Booking 45 USD 1 noc - 172 zł
Ushuaia - pokój prywatny airbnb 158 zł x 2 noce - 316 zł
Sao Paulo - hotel przez Booking 242 zł 1 noc
2 noce w samnolocie - 0 zł
1 noc na lotnisku - 0 zł
Razem noclegi - 2 768 zł / na 17 noclegów - średnio 163 zł za noc
Oprócz schroniska wszędzie w cenie noclegu było śniadanie.
Opłaty za wycieczki i wejścia do parków:
Wycieczka po Kanale Beagla - 750 ARS (205 zł)
Park Narodowy Tierra del Fuego - 170 ARS (46 zł)
Park Narodowy Torres del Paine - 18 tys CLP (98 zł)
Wycieczka z Puerto Natales na lodowiec Perito Moreno - 55 tys CLP (298 zł)
Park Narodowy Los Glaciares - 260 ARS (71 zł)
Rejs wzdłuż lodowca Perito Moreno - 250 ARS (68 zł)
Wycieczka na wyspę pingwinów Isla Magdalena - 35 tys CLP (190 zł)
Razem wycieczki i parki - 976 zł x 2 osoby 1 952 zł
Ubezpieczenie - 162 zł 2 osoby
Wyżywienie, pamiątki, metro Mediolan - 1 620 zł
Parking przy lotnisku - 55 zł
Paliwo na dojazd do lotniska - 173 zł
Całość razem 10 688 zł czyli 5 344 zł na osobę.
Muzeum sztuki na Av Paulista
Centrum Sao Paulo
Sao Paulo
Trzeci cmentarz, który odwiedzamy podczas tej podróży
Samo miasto nie robi jakiegoś wrażenia, może poza wyjątkiem obserwacji go z kawiarni na 42 piętrze. Wstęp kosztuje 30 BRL, ale warto wypić kawę mając całe miasto u swoich stóp. Kawiarnia nazywa się Terraço Italia i mieści się na Avenida Ipiranga 344 na 42 piętrze.
Panorama miasta z kawiarni na 42 piętrze
Poza tym w mieście przewija się mnóstwo ludzi, ciężko się chodzi w takim tłumie, nie mówiąc już o drodze powrotnej metrem, w którym byliśmy upchani jak ryby w puszce. A do tego wszystkiego ten upał, niektóre termometry w mieście pokazywały 36 stopni w cieniu. Ale miasto zobaczyliśmy i teraz mamy o nim jakieś wyobrażenie.
Było bardzo ciepło - 36 stopni
Sao Paulo
Sao Paulo
Generalnie zauważamy, że w Sao Paulo jest trzykrotnie taniej niż na południu Argentyny. Ceny zbliżone do Polski, a nawet może trochę taniej. Przy czym np. w Rio de Janeiro jest już drożej. Z odpowiednim zapasem czasowym wracamy na lotnisko Guarulhos ( 25 km od centrum ). Mając bilety już do samego Mediolanu przechodzimy tylko przez kontrolę paszportową i oczekujemy najdłuższego odcinka całej podróży. Lot mamy o 22.20.
18 dzień ( 2 luty ) – szczęśliwi w domu
Mimo lekkiego opóźnienia, lądujemy punktualnie w Mediolanie Melpansa. Zmieniamy lotniska i z Bergamo o
21.10 wylatujemy do Modlina. Polska przywitała nas deszczową i wietrzną pogodą.
Odcinek GRU-MXP pokonujemy Dreamlinerem 787
Podsumowanie - ogólne koszty dla dwóch osób
Loty:
POZ-BGY 0 zł
MXP-USH , USH-MXP 1 277 zł
BGY-WMI 65 zł
Razem przeloty - 1 342 zł x 2 osoby 2 684 zł
Przejazdy autokarowe:
Bergamo - Milano Centrale RT 8 euro (34 zł)
Milano Centrale - Melpansa RT 14 euro (60 zł)
Ushuaia - Punta Arenas OW 55 USD (212 zł)
Punnta Arenas - Puerto Natales RT 11 tys CLP (60 zł)
Puerto Natales - Torres del Paine RT 15 tys CLP (81 zł)
Punta Arenas - Ushuaia OW 35 tys CLP (190 zł)
Razem przejazdy autokarowe - 637 zł x 2 osoby 1 274 zł
Noclegi (pokoje dwuosobowe):
Mediolan - hotel**** przez Orbitz 190 zł x 2 noce - 380 zł
Ushuaia - pokój prywatny airbnb 196 zł x 3 noce - 588 zł
Punta Arenas - hostel przez Booking 45 USD 1 noc - 172 zł
Puerto Natales - Hostel przez Booking 35 USD 1 noc - 134 zł
Torres del Paine - schronisko 132 USD 1 noc - 496 zł
Puerto Natales - hostel przez Booking 70 USD x 2 noce - 268 zł
Punta Arenas - hostel przez Booking 45 USD 1 noc - 172 zł
Ushuaia - pokój prywatny airbnb 158 zł x 2 noce - 316 zł
Sao Paulo - hotel przez Booking 242 zł 1 noc
2 noce w samnolocie - 0 zł
1 noc na lotnisku - 0 zł
Razem noclegi - 2 768 zł / na 17 noclegów - średnio 163 zł za noc
Oprócz schroniska wszędzie w cenie noclegu było śniadanie.
Opłaty za wycieczki i wejścia do parków:
Wycieczka po Kanale Beagla - 750 ARS (205 zł)
Park Narodowy Tierra del Fuego - 170 ARS (46 zł)
Park Narodowy Torres del Paine - 18 tys CLP (98 zł)
Wycieczka z Puerto Natales na lodowiec Perito Moreno - 55 tys CLP (298 zł)
Park Narodowy Los Glaciares - 260 ARS (71 zł)
Rejs wzdłuż lodowca Perito Moreno - 250 ARS (68 zł)
Wycieczka na wyspę pingwinów Isla Magdalena - 35 tys CLP (190 zł)
Razem wycieczki i parki - 976 zł x 2 osoby 1 952 zł
Ubezpieczenie - 162 zł 2 osoby
Wyżywienie, pamiątki, metro Mediolan - 1 620 zł
Parking przy lotnisku - 55 zł
Paliwo na dojazd do lotniska - 173 zł
Całość razem 10 688 zł czyli 5 344 zł na osobę.
Czyta się z zainteresowaniem , zdjęcia znakomite
OdpowiedzUsuńCześć, bardzo przydatny opis! Gratuluję wyjazdu. Czy w Punta Arenas pingwiny zaplanowaliście w tygodniu ze względu na kurs promu? Nie możemy nigdzie doczytać się czy prom Melinka kursuje o 15:00 w niedziele. Będziemy tam 28.10.2018 i chcemy od razu popłynąć na Isla Magdalena. Czy pamiętacie takie szczegóły swojej wyprawy?
OdpowiedzUsuńHej, Dzięki za miłe słowa. Szczerze mówiąc nie pamiętam. My kupowaliśmy u nich: http://www.comapa.com/navegacion-a-isla-magdalena#cont-crpo. Widać ,że zaczynają sezon dopiero od 10 listopada i może dlatego nie widzicie jeszcze biletów w systemie. Jedyne co mogę stwierdzić , to że ceny nieźle poszybowały do góry. Powodzenia
OdpowiedzUsuń